Kanie czy sowy jak się u nas mówi to jedne z lepszych grzybów jakie znam i w naszym domu jada je nawet nastolatka która grzybki z bigosu na bok odkłada. Panierowane jak sznycelki kanie to przysmak za którym tęsknimy od jednego sezonu jesiennego do drugiego bo nawet te zamrożone to już nie smakują jak te prosto z lasu lub polanki. W niedzielne popołudnie wybraliśmy się rodzinnie na spacer do lasu i trafiliśmy na sówkową polankę lub szlak jak określiła to Hania. Dobrze, że mąż miał w bagażniku wiaderko które odwoził i nie mógł odwieść na działkę bo inaczej nie mielibyśmy do czego zebrać tych skarbów gdyż kosz który zabraliśmy ze sobą okazał się za mały :)
Zresztą sami zobaczcie co tam znaleźliśmy bo opisać to trudno, ja jak żyję nie widziałam tylu sów na tak niewielkiej powierzchni, a zresztą cały las i jego okolice wyglądały przepięknie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz